Liverpool FC - LFC - LFCPoland.com - serwis tworzony z pasji!

Skandal! "To był antyfutbol"

...a przynajmniej tak mi się wydawało. - zapewne takie zdanie powinien dodać Arsene Wenger po przegranym meczu z Manchesterem United.

Kanonierzy prowadzili z Czerwonymi Diabłami przez 20 minut po bramce Arshavina, lecz ostatecznie zanotowali porażkę po samobójczej bramce Diaby'ego oraz po strzale z karnego Rooney'a.

Co najmniej w 60% zgodzę się z trenerem Londyńczyków. Od nie dzisiaj wiadomo, iż drużyna pod wodzą sir Alexa Fergusona potrafi wygrywać spotkania, choć przez cały mecz pokazali zero futbolu, a nieustających faulów i pretensji SAFa. Jeszcze, gdy Cristiano Ronaldo gościł na Old Trafford w końcówce meczu wymuszał rzuty karne lub wolne dla swojej drużyny. Po czym Manchester wygrywał, tak po prostu. Nie jeden trener dostawał wtedy palpitacji serca.

Zawsze podziwiałem Alexa Fergusona. Za jego geniusz trenerski. To, jak potrafił zmobilizować piłkarzy. Dotąd pamiętamy finał z Barcelony, gdzie Manchester wygrał w końcówce z Bayernem Monachium dzięki Beckhamowi. Takiego SAFa zapamiętaliśmy i nie chcemy patrzeć, jaki jest teraz.

Bowiem według mnie honorowy obywatel Wielkiej Brytanii mocno przesadza. Dajmy na to często spotykaną sytuację, jaką są kłótnie z sędziami. Normalny trener zostałby za to ukarany i odesłany na trybuny tak, jak Arsene Wenger. Fergusona ta kara omija. Dlaczego? Czyżby prawo nie obowiązywało wszystkich?

Dlatego z tej strony mocno stoję (jak agent służb specjalnych) za francuzem, lecz trochę mu się dziwię. W końcu jeśli Alexa Fergusona obowiązuję ekstraweganckie prawo, to dlaczego Wenger pluje się i niszczy sobie zdrowie? Houlier już popełnił taki błąd i nie wyszło mu to na dobre.

Komercja nie z tej ziemi!

Dzisiaj rano włączyłem grę FIFA09 w celu zaktualizowania składu Realu Madryt (głównie przeniesienia Xabiego Alonso z Liverpoolu). Przeraziła mnie następująca rzecz:

Jakim cudem Guti, pomocnik, który od lat siedzi na ławce rezerwowych w Realu Madryt, ma większe umiejętności, niż jeden z najlepszych piłkarzy w reprezentacji Hiszpanii. José María Gutiérrez Hernández, bo tak właściwie brzmi pełne imię i nazwisko weterana Realu Madryt, od lat nie jest już powoływany do kadry narodowej.

Można teraz zaczynac spekulacje, że możliwe, iż Guti ma większe umiejętności niż Xabi, w co szczerze wątpię. Alonso ma za sobą kilka świetnych sezonów, dziesiątki asyst i kilka strzelonych goli.

"W tamtym czasie jego największym sukcesem było zdobycie Pucharu Hiszpanii juniorów, gdzie w finale, w Sewilli, strzelił 2 z 3 bramek dających zwycięstwo.", czytamy na Wikipedii. Byc może kariera Gutiego nabrała w młodości szybszego tępa, aczkolwiek teraz był zawodnik Liverpoolu prezentuje większy poziom.

Dlatego proponuję twórcom FIFA09 przynajmniej dwa lata odpocząc od robienia, co raz to bardziej niedopracowanych wersji tej kultowej gry. Pomijając nawet kwestię błędów, a tych jest dużo. Niech choc na chwilę przestaną patrzec, jak co roku ich stan konta powiększa się, a cyferki skaczą przynajmniej do kilku milionów euro.

James na Emirates Stadium

Chodzi oczywiście nie o tego z Quantum of solace, a o wiecznego bohatera Celticu, Artura Boruca. Jest on nieustępliwy, posiada duże umiejętności i oczywiście ma zawirowane życie osobiste. Czy taki człowiek będzie w stanie zatrzymać Kanonierów?

Wszystko jest wiadome, jakby się wydawało. Arsenal bowiem ma zaliczkę dwóch bramek, którą sprawił sobie na wyjeździe. Czy jednak to wystarczy?

Wszyscy fani Celticu wierzą, że Artur wygra mecz za drużynę, jak to robił już nie raz. Ale co będzie gdy ich zawiedzie?

The Bhoys muszą zagrać przede wszystkim bardzo ofensywnie. Nie mogą pozwolić sobie na głupie błędy w obronie, ale też i w ataku. Taka strata piłki może zakończyć się bramką dla drużyny przeciwnej. Oby nie były to bramki samobójcze. Sami piłkarze Liverpoolu wiedzą, jak to "motywuje" do walki, prawda?

Gorycz porażki, jak dotąd tak głęboko nieznany...

A kto by się spodziewał, że Liverpool, główny kandydat do Mistrzostwa Anglii, tak źle rozpocznie sezon? W trzech meczach zdobył zaledwie trzy punkty. Wydawać by się mogło, iż zaliczył wszystkie remisy (w końcu do tego nas przyzwyczaił), ale muszę was zaskoczyć. Otóż przegrał on już dwa spotkania. Dla świadomości przypomnę, że w poprzednim sezonie w całych rozgrywkach Premier League przegrał dwa razy. Co jest tego powodem? Dlaczego tak źle im idzie? W dzisiejszym artykule będę chciał to wyjaśnić.



Na pewno głównym powodem jest sprzedanie Xabiego Alonso. Bask był zawodnikiem niezwykle efektownym. Odzyskiwał piłki na środku boiska i tym samym zażegnywał groźne sytuację. Niestety z tym mocnym ogniwem Liverpool się rozstał i nie znalazł, jak dotąd, godnego następce.

Sędziowie. O nich dużo się mówi od początku sezonu. Najpierw dwa nieuznane karne w meczu z Tottenhamem, następnie brutalne faule na Torresie. Trener Aston Villi mówił, iż trzeba zatrzymać Fernando, ale czy oby na pewno w ten sposób? Według mnie Liverpool powinien zgłosić tą sprawę do władz Premiership.

Było to wiadome, iż przedsezonowe porażki Liverpoolu były tylko wpadkami i nie trzeba nimi się przejmować. Niestety w dzisiejszym dniu mam, co do tego, poważne wątpliwości. Nawet w popularnej grze FIFA 09 w trybie menadżerskim zarząd ma pretensję, gdy przegrywasz spotkania przed sezonem. Informuje nas "Mecze przedsezonowe mają umacniać zawodników, a nie ich przygnębiać!"



Powody można wymieniać bardzo długo, lecz to nie miałoby najmniejszego znaczenia. Właściciele muszą zastanowić się, czy mogą zapewnić drużynie to, co najlepsze. Odrzucili już oni kilka ofert kupna drużyny z Anfield, lecz wszystkie odrzucili. Nie dość, że narobili długów, to jeszcze przeznaczają na transfery bardzo małą sumę, niewystarczającą, by umocnić zespół. Jedynym trafnym zakupem był Glen Johnson, który w każdym meczu daje z siebie 100%. Niech Tom Hicks i George Gillet przestaną zgrywać ważniaków i oddadzą klub w dobre ręce. Tak będzie lepiej dla nich, jak i dla kibiców The Reds.

Welcome to Liverpool!

"Kawał chłopa", "fajną ma brodę", "ogol się i będzie dobrze", "dobry transfer" - od wczoraj takie słowa słyszymy od fanów Liverpoolu. Są one kierowane w stronę Sotiriosa Kyrgiakosa - nowego zawodnika Liverpoolu.

30-latek został sprowadzony z AEK Ateny za 2,5 mln funtów. Ma być on nauczycielem dla młodzieży (czyt. Ayala, Insua itd.)



Według mnie Benitez wykonał dobry ruch, choć niektórzy nie są tym zachwyceni. "Mamy Jamiego!". Ale sam Jamie nie wystarczy. Kyrgiakos idealnie nadaje się do Barclays Premier League. Jest silnie zbudowany, dobrze gra głową, jest dużym zagrożeniem dla rywala przy rzutach rożnych. Zapewne takiego zawodnika potrzebowaliśmy.

Rafa chętnie sprowadziłby jeszcze Rafaela van der Vaarta. Niestety Real Madryt oczekuje za niego 10 m, a klub z Anfield nie dysponuje taką kwotą. Dobrym rozwiązaniem byłoby wypożyczenie go na pewien okres czasu. Liverpool FC miałby wtedy prawo do pierwokupu. Należy nam tylko czekać - w końcu do zamknięcia okienka transferowego pozostało jeszcze 10 dni.

Zabójczy finish, czy szczęście?

Pomimo tego, że nie jestem wielkim fanem polskiej piłki, wczoraj od 20:40 śledziłem mecz Lecha Poznań z Brugge. Kolejorz zaczął naprawdę dobrze, ale już po kilku minutach został zamknięty na własnej połowie boiska. Nie szło ani Lewandowskiemu, ani Rengifo. W trakcie przerwy można było modlić się tylko o cud.



Około 70 minuty Lech przebudził się. Zaczął atakować, stwarzać groźne akcje. Potem jednak ucichł, gdy nie wykorzystał kolejnej wyśmienitej okazji na strzelenie bramki. Nie chciałem, aby sędzia doliczył 3 minuty. Ale nagle stał się cud. Frajersko, bo co tu dużo mówić, Brugge straciło bramkę. Strzelcem był Sławomir Peszko, który zrewanżował się na czerwoną kartkę z Polonią Warszawą. Zadam pytanie: Jak to możliwe?

A jednak jest to możliwe. Pamiętamy, jeszcze z zeszłego sezonu, jak kibice Wisły, bądź Legii denerwowali się, gdy Lech strzelał zwycięską bramkę w końcowych minutach meczu, niczym Manchester United. To właśnie znów się stało. I oby w europejskich pucharach działo się tak, jak najczęściej.

Kolej na Chelsea?


Chelsea, Everton, ManUtd, Liverpool, Arsenal, ManCity – jak widzimy lista klubów dążąca do Mistrzostwa Anglii jest w tym roku naprawdę długa. Już razem z kupieniem pierwszych książek do szkoły możemy pooglądać mecz jednego z faworytów – Chelsea Londyn.

Czy Liverpool FC w końcu się przełamie? A może jego „koledzy” z podwórka, Everton, sprawią niespodziankę? Co z Manchesterem City? Czyżby znów właściciele wydali pieniądze na marne? Ciekawe, czy Manchester zdobędzie czwarte z rzędu mistrzostwo? – takie pytania nasuwają się kibicom najlepszej ligi na świecie – Barclays Premier League. Spokojnie, wszystkiego dowiemy się w połowie maja 2010. Na razie możemy tylko sondować

Trzy porażki, jeden remis, dwie wygrane – rzeczywiście, bilans Liverpoolu w spotkaniach przedsezonowych nie jest imponujący. W sumie nikt się tego nie spodziewał, nawet trybuna – legenda The Kop. Czyżby kryzys zagościł na Anfield? Pozyskali dwóch młodych zawodników – Glena Johnsona oraz Alberto Aquilaniego. Ale stracili Alonso, Arbeloe, Pennanta i innych.

Ciężko będzie również Czerwonym Diabłom po stracie takich piłkarzy, jak Ronaldo oraz Tevez. Jednak są w lepszej sytuacji. Wzmocnili się Valencią, młodym, ambitnym zawodnikiem.

Arsenal pozbył się Adebayora, Kolo Toure, czyli kluczowych zawodników. Tylko dzięki trenerowi nie odszedł jeszcze Fabregas. Sezon zaczęli świetnie wygrywając z Evertonem 6:1.

Patrząc na paczkę Manchesteru City nie można mieć wątpliwości kto zdobędzie mistrzostwo. Ale w zakładach na nich bym nie postawił.


Na poważnego faworyta wyrasta Chelsea Londyn. Nie dośc, że nie pozbyła się piłkarzy, którzy odgrywali poważną rolę w drużynie, to w dodatku wzmocnili się Jurijem Żirkowem.

Muszę jeszcze napisać o jednym piłkarzu. Robinho – wielki znak zapytania. Bywał okres, iż strzelał gole w każdym meczu, ale bywały też takie, gdzie przez cztery okrągłe miesiące ani razu nie trafił do siatki. A przecież tygodniowo zarabia 250 tys. funtów… Pamiętamy czasy, gdy czarował swoją grą w Realu Madryt. Wydało mi się, że gdy strzeli bramkę mówił kiss my shoes. Teraz słyszę tylko kiss my ass.